ludzie, miejcie litość nade mną, bom słabym, nędznym robaczkiem, nieznającym się na sztuce. to jest hostel 3 z nadbudową w postaci psychologicznego zrzędzenia, aspirującego do miana wielkiego artu.
tajemnicą poliszynela jest to, że genialny manipulator lars chciał chyba za pomocą antychrysta stworzyć coś kontrowersyjnego z mega szokującymi scenami, o których będzie się mówiło do następnego festiwalu w cannes. powiem tyle: ale ten gościu jest żałosny i śmieszny. antychrysta należy traktować wyłącznie jako kiepski eksperyment i chęć pokazania gestu kozakiewicza cenzorom. treściowo jest pusty jak dzwon, a druga połowa to już takie pretensjonalne bzdury i banialuki, że normalny człowiek rzuca się z krzykiem przez okno. von trier zadrwił z masowego widza. zrobił film totalnie na siłę obrazoburczy i na siłę kontrowersyjny. nie akceptuję kina, którego podstawowym zadaniem jest wywołanie szoku, którego w istocie u mnie nie było - raczej znużenie, apatia i otępienie. między innymi dlatego śmieszą mnie tego typu filmy. śmieszy mnie (i zniechęca) nachalność reżysera, który tanim sposobem narzuca kierunek, w którym powinna podążać interpretacja, wkładając w usta bohaterów banialuki gnostyczno-kabalistyczno-manichejskie. jeszcze przed kartą tytułową powinien stać napis: "uwaga, głęboki artystyczny film genialnego reżysera po emo-depresji".
przeczytajcie sobie niektóre recki w necie - poziom ich nabzdyczenia i gromkopierdności jest porażający. akademicki żargon, mądre słowa pisane z wielkiej litery, bo to przecież artystyczny, mądry film.
http://www.taraka.pl/index.php?id=nieprawdy
mój absolutny faworyt w wyścigu o tytuł mistrza pisania mądrze brzmiących akapitów:
To jest owa odwieczna wojna toczona między Dobrem a Złem. Tylko, pneumatikoi i electi są w stanie pojąć wagę nie-działania w świecie i zastosować perwersyjną metodę osiągania wolności. Nie da się bowiem przejść piekieł tego świata pomijając je drogą na skróty. Aby ujrzeć świt nadziei poza horyzontem światów, trzeba wejść w czystą negatywność i dać się jej zniszczyć, począwszy od własnoręcznego wycięcia sobie łechtaczki.
brzmi to jak jakiś nawiedzony tekst wygłoszony przez hippisa po wypaleniu zielska. do tego stopnia nawiedzony, że wymaga kolejnej interpretacji. a to jest jedna z cech programowo "głębokiego" kina - jego interpretacje wymagają interpretacji, bo autor interpretacji sam do końca nie potrafi wytłumaczyć, co napisał, ba, nie umie wyjaśnić, na jakiej podstawie napisał to, co napisał. ogólnie rzecz biorąc, recka miniszewskiego, uginająca się pod naporem przeczytanych książek, zawiera wuchte podobnych spekulatywno-abstrakcyjnych sformułowań: niektóre z nich pochodzą bezpośrednio z filmu, bo reżyser "tak powiedział" (że chaos, że szatan, że to, że tamto, że sramto); inne z kolei to efekt przykładania do filmu gotowego systemu: "kiedyś czytałem u freuda, że coś tam, więc scena X oznacza to, to i to". tylko padać przed tym na kolana jak przed tabernakulum.