Quagmire, nie twierdzę, że każda szkoła zapewnia bezproblemową realizację swoich projektów co zresztą jasno napisałem w swojej wypowiedzi. Jestem nawet pewny, że w przypadku mniejszych szkół jest ciężko.
Piszesz, że nawet studenci Łodzi i Katowic muszą się ostro napocić by zmieścić się w budżecie. Nie umniejszam ich trudu, to ich zawód. Sam jednak być może dobrze wiesz, że amatorzy muszą się ostro napocić, żeby zrobić coś bez budżetu. Kiedy nie płacisz nikomu nie masz żadnej pewności, że ktoś przyjdzie na plan drugiego dnia.
A nawet kiedy już chcesz komuś płacić i nawet nie wiadomo, czego byś nie robił to i tak jesteś traktowany jako ktoś gorszy i u którego niekoniecznie opłaca się przychodzić postatystować albo udostępnić puste mieszkanie do remontu. Osobiście spotkałem wiele świetnych osób, które przeczą temu schematowi, ale jest to odsetek wszystkich tych, którym nawet nie chce się odpisać na maila słowami "pocałuj mnie w d#$%". A samemu filmu się nie zrobi.
Nie podkreślam tu jednak sprawy budżetu, na której się skupiłeś bo sponsorów można znaleźć, można być nim samemu. Chodzi mi o renomę i nimb boskości, którego dodają wszelkie państwowe instytucje finansowane z pieniędzy podatników. Może słyszałeś o Arturze Wyrzykowskim, który zbierał pieniądze na krótkometrażówkę pt. "Wszystko". Jak sam przyznał sprawa ruszyła z kopyta wtedy gdy zdołał porozumieć się z pisfem, żeby ten wspomógł go swoją "marką". Podejrzewam, że jeśli to kiedykolwiek będzie się miało zmienić to dopiero wtedy kiedy nie jeden ani dwa, ale kilka filmów zrobionych przez amatorów osiągnie jakieś zyski ze sprzedaży. Choć wtedy i tak mogą dostać łatkę paskudnej komercji a nie "profesjonalnej sztuki", którą warto wspierać.
Pisałem o kinie amatorskim. Nie wdaję się w dyskusję czym jest kino niezależne sensu stricto w USA i w Polsce - a są to na pewno różne pojęcia. W USA w ogóle termin kina amatorskiego (na ogół jest to independent/indie movies) jest rzadko używany bo chyba bardziej tam ceni się ludzki potencjał a nie papierki. Ale oczywiście w tej sprawie mogę się mylić. Pocieszające jest to, że spotkałem już kilka osób w Polsce, które starają się odczarować termin "amatorski", który mimo, iż oznacza coś robionego z pasji to kojarzy się bardzo pejoratywnie.
Co do festiwali to mam znajomych, którzy zajmują się organizacją niewielkiego festiwalu, ale o międzynarodowym charakterze, poza tym jeżdżę, bywam, widzę i wyciągam wnioski.
Zgodzę się z Tobą - tylko filmy dobrze zrobione nas zainteresują, ale film amatorski nie musi oznaczać amatorszczyzny, widziałem już takie dzieła, które mnie w tym utwierdziły. Pozdrawiam!