Santiemu chyba chodzi o to, że mógłbyś pisać np. w Wordzie, który podkreśla błędy i mógłbyś starać się pamiętać o takich podstawach jak np. zdanie zaczynamy z dużej litery, jeden znak interpunkcyjny itp.
Poza tym bajka z zaświadczeniami z poradni jest taka, że kiedyś wystawili ich zdecydowanie za dużo i teraz próbowali to cofnąć. Ale się zdziwiło wielu moich kolegów, kiedy się okazało, że wyleczyli swoją nieuleczalną dysleksję
.
W każdym razie dziwie się osobą, które zasłaniają się tym papierkiem i do tego np. piszą scenariusze itd. Jedna polonistka zasugerowała mojemu bardzo dobremu koledze, żeby poszedł sobie po papierek z dysleksją, ponieważ zauważyła, że robi strasznie wiele błędów, mimo tego że faktycznie uczy się zasad ortografii i interpunkcji. On odmówił i jakoś przędzie, chociaż jego zeszyt z geografii jest pełen "móż śródziemnych" itp. Ale ja człowieka podziwiam bo jakoś radzi sobie z polskiego i chce zdać dobrze maturę.
A wracając do napisów po angielsku to skończcie z tym bo to jest wyjątkowo głupie i niedojrzałe. Jak roisz film po polsku to w zwiastunie pisz po polsku, bo tak wychodzi na to, że dzieci dorwały się do kamery nakręciły filmik i powrzucały angielskie napisy, żeby brzmiało na ich "holiłód", bo to przeciesz najlepsze kino na świecie, pomijając fakt, iż obecnie spotkałem się z wieloma zdaniami, że to kino indyjskie zdobywa najlepsze recenzje na świecie. To tak na marginesie.
I jak wy to chcecie upchnąć w 25 minutach? Zakładając, że w normalnym pełnometrażowym filmie z 17 minut zajmuje ekspozycja, mniej więcej tak zagmatwana jak wasza? Czy może przestawiacie to w te 5 minut, pomijając takie ambitne rzeczy jak przedstawienie postaci? Ewentualnie wyobrażam to sobie w konwencji jakichś 45 minut, ale 25 wydaje mi się zdecydowanie zbyt mało.