Tu chodzi po prostu o świadomość tego co robisz. Zgadzam się z Tobą, że jeżeli nie masz pojęcia o podstawach roienia filmu, to najbezpieczniej jest zobić film "akademicko" nie przekraczać osi, eksponować i świecić "po bożemu" i jest wtedy sukces, że powtórzyłeś w miarę coś co 100000 razy było już zrobione. Jako warsztatowe ćwiczenie jest to rzecz wręcz konieczna. Tak na prawde jednak te zasady to podstawa i dpiero prawdziwą umiejętnością jest je złamać, robiąc z tego wartość.
Cytuj:
A z czystej ciekawości: którzy Najwięksi stosują szum cyfrowy jako środek artystyczny? Ja rozumiem jeszcze to, że był tu na Forum taki, który z parkinsonistycznych ujęć tłumaczył się w stylu "no ale przecież w 'Helikopterze w ogniu' też była roztrzęsiona kamera". Jakiś tam precedens powiedzmy był. A jak to jest w przypadku szumu cyfrowego?
Nie ma problemu:
Cyfrowy szum: operator Dion Beebe laureat oskara za Memories of geisha i kilkakrotnie nominowany etc. etc. robił zdjecia do filmu "Miami Vice" - był ktoś w kinie to wie o czym mówię. Moim zdaniem, bardzo nowatorski film, jeżeli chodzi o realizację. Cyfrowy szum w ilosciach hurtowych.
Co do ujęć z ręki to mogę mnożyć w nieskończoność.
Oczywiście, prowadzenie kamery z ręki jest rzeczą 10 razy trudniejszą niż robienie zdjęć ze statywu i jak ktoś stoi i "kameruje" i mu sie trzesie bez sensu, to jest to bład i faktycznie można mu to wytykać.
Cytuj:
Nie wiem, czy Ty zaliczasz się do grona Największych, natomiast ja, i - z całym szacunkiem - vonSztrohaim, do Największych nie należymy i jak my coś spdolimy, to nikt nie będzie mówił, że to takie zamierzenie artystyczne. Powiedzą, że zrobiliśmy błąd. Weź to pod uwagę.
Ja też nie zaliczam się do największych, powiem więcej jestem raczej w gronie najmniejszych. Jak coś spodle też mi sie po łapach dostanie. Ale uciekanie od wyzwań i ryzykownych decyzji, robienie wszystkiego akademicko, nie jest moim zdaniem wyjściem z sytuacji.
Oczywiście na samym początku drogi, trzeba zrobić parę rzeczy poprawnych pod względem akademickim, traktując to jako ćwiczenie i naukę, ale nie uważam że traktowanie tego jako normy i mówienie "akdemicko - dobrze, inaczej - źle" to najgorsza rzecz jaka sie kinu mogłaby przydarzyć. Gdyby wszyscy tak myśleli to film nadal byłby rejestrowanym przedstawieniem w jedym ujęciu. A żeby nie szukać tak daleko, na pewno nie byłoby matrixów, albo takich filmów jak "21 gramm", "wierny ogrodnik" "ostatni król szkocji", "miasto boga" - filmów, które zaczynają tworzyć nowy język kina. [/b]