Niedługo i skromnie udzielam się na forum ale jak pamiętam dawno nie było takiej dyskusji. Nie dziwię się zresztą, że tak jest, scenariusze PoProstuMaćka zawsze chyba były punktem wyjścia do szerszych i głębszych przemyśleń…
Nie będąc jednak eseistą i adwokatem niczyim poza sobą samym nie mam zamiaru tej dyskusji podsumowywać, a tylko podzielić się moim odbiorem scenariusza, na który wpływ miały, oprócz niego samego, większość postów w tym temacie.
Wierzę w PoProstuMaćka jako w scenarzystę, jakim jest i jakim może być, tzn. w jego potencjał. I nie mam tu wątpliwości. Nie bardzo jednak wierzę w ten scenariusz.
Faktem jest, że przy pierwszym, pobieżnym przeczytaniu miałem opinię już wyrobioną. Czytając komentarze i słowa wyjaśnienia, zacząłem się jeszcze raz zastanawiać nad „Paskiem…”. Muszę więc przyznać, że niezależnie od tego, czy to mi czegoś w głowie brakuje, czy brakuje czegoś temu scenariuszowi, długie „przypisy” były mi naprawdę potrzebne do zrozumienia jego idei.
Moja opinia była też inna po wgłębieniu się w wizję „Paska…”, czy raczej w wizję autora, niż przy pierwszym, dosłownym jego odczytaniu (scenariusza, nie autora).
I w tą wizję wierzę. Nie bardzo wciąż jednak wierzę w ten scenariusz.
Dużo tu „haczyków”, a może tylko jeden wielki hak, którego wyprostowanie wszystko wyjaśnia. Trudno mi powiedzieć. Trudno mi było za pierwszym razem je wyłowić. Za drugim razem już się ich spodziewałem, więc też niedobrze. Jako widz chciałbym się dać ponieść na fali tego co widzę na ekranie, a nie fale te wzbudzać w głowie. Wtedy się zwykle trafia na mieliznę. A cała sztuka polega na tym, by autor i widz załapali właśnie na tej samej fali.
Kończę te metafory bo w końcu popłynę…
By rzec inaczej – scenariusz ten oparty jest na strukturze symbolicznej. Symbol ma to do siebie, że poza sens dosłowny odnosi się do innej rzeczywistości, innej logiki, innego sensu. I choć z jednej strony każda rzecz czy zjawisko może stać się symbolem muszą być spełnione pewne konkretne warunki, np. jakieś wspólne, społeczne doświadczenie, jakiś kontekst, z którym symbol ten jest organicznie zespolony i wobec którego jednocześnie działa jak symbol czyli odnosi swoje znaczenie poza ten kontekst.
A w „Pasku” strefa symbolu i kontekstu nie mają ze sobą wiele wspólnego, nie ma między nimi, moim zdaniem, organicznego związku, który nadawałby scenariuszowi wiarygodności a symbole, te haczyki, odnosiłyby w rejony, w które w swojej głowie poszedł Maciek.
Więc jeśli wizja, czyli to, co z czego wynikają haczyki, czemu służą symbole, jest godna wiary to w takim kontekście w jakim jest przedstawiona traci swoją moc.
Konkretniej. Nie wierzę (i to chyba jest tym, co naprawdę nie pozwala mi uwierzyć w „Pasek”) w bohatera i bohaterowi.
Człowiek w takim wieku nie dość że nie ma wiele życiowego doświadczenia to nawet jest za młody, bo to, co przeżył móc jakoś ocenić z dystansu. Krótko mówiąc jest niedojrzały. Zachowuje się jednak i mówi jak osoba, która ma głęboką świadomość samego siebie i świata wokół niego. Ironia, autoironia. Wygląda na egzystencjalistę ale brak mu doświadczenia by mógł się tak określić. Wygląda na buntownika, wystarczającego samemu sobie a jednocześnie tak mocno uwiązany jest przez opinię swoich rodziców. Czy przez jego opinię ta temat ich opinii wobec niego (koszmarek logiczny niby ale to się zgadza).
Ten młody człowiek wydaje się być tak ukształtowany i przyjmuje zdarzenia z taką postawą i takimi słowami, że jego samobójstwo wydaje się być niewiarygodne. Nie ma tu rozpaczy, ciężaru chwili, że kończy się własne życie. Nie czuję, że gra toczy się o wielką stawkę. Czego mi ogromnie brakuje to faktu, że w chwili śmierci człowiek staje wobec siebie, życia i śmierci z pokorą czy z bezbronnością czy beznadzieją czy otwartością człowieka, samobójcy, któremu już nic nie zostało jak odsłonić brzuch i nie chować swojej słabości, bo już nie trzeba udawać, bo przecież koniec. A Janek w jego najważniejszej chwili w życiu, w chwili śmierci, ciągle wydaje się udawać kogoś innego niż jest.
Kontekst poza tym, czyli treść scenariusza, jego dość toporna „powierzchnia” nie pozwala przebić się głębiej. Bo właśnie za dużo w niej niewiarygodności, dysonansu, czasem i schematów. Bohater filmujący rozkład jabłka, rozmawiający przez telefon z kumplem, odbierający mu przy tym jakąkolwiek szansę ustosunkowania się do „dzieła” Janka; zresztą ta bezkompromisowość Janka połączona z jego wiekiem świadczy zdecydowanie bardziej o niedojrzałości niż pewności i wadze jego wizji. Sprawa z aktywistą wydaje się być niewiarygodna, wyjazd osoby do Afryki nie tylko tak młodej ale i w ogóle nie znającej warunków takiej pracy w rzeczywistości nie ma chyba miejsca.
Drobnostką ale też niewiarygodną jest też wypicie pół litra wódki w tak krótkim czasie i bez widocznych efektów (chyba że ja mam tak słabą głowę).
Rozmowy i zdarzenia wydają być się błahe nie tylko w zestawieniu z dramatem Janka, ściśle z jego decyzją o samobójstwie i z dokonaniem tego, jak też z przesłaniem scenariusza Maćka, który można by utożsamiać choćby z kwestią wolnej woli, rolą przypadku w życiu i śmierci itd.
Jest jeszcze sprawa rozmowy z reżyserem, która jest w zasadzie słowem do widza niż elementem fabuły. Ale mi tu też nie pasuje brak „organicznego” związku z resztą historii. Albo może być to niezrozumiałe, albo może być odebrane jako zbyt natrętne pouczanie widza.
Ale przecież da się wpleść własną ideę w film tak, by była ona integralnym elementem jego fabuły. Tu przypomina mi się monolog Pisarza ze „Stalkera”, który opowiada Profesorowi, że sztuka w warunkach idealnych nie istnieje, że gdyby człowiek wiedział, że to co stworzy jest genialne to po co miałby tworzyć itd. Itp. Są to dylematy tego konkretnego bohatera ściśle związane z fabułą filmu a jednocześnie jest to dokładne przedstawienie idei Tarkowskiego. Tak wplecione, że nie ma poczucia mentorstwa.
Mam świadomość i trochę niesmak wobec samego siebie, że to jednak niezgrabny esej, ale niech będzie równocześnie pochwałą PPM za skłonienie do ponad godzinnego wysiłku umysłowego.
P.S. Podoba mi się motyw siostry, której tak naprawdę chyba w ogóle nie ma, może jest jedynie tęsknotą Janka za ostatnią deską ratunku.
|