Stwierdziłam, że założę nowy temat w związku z Warszawskim Festiwalem Filmowym. Tylu jest tutaj ludzi z Warszawy, nikt o tym nawet nie wspomniał, a mogę się założyć, że wielu z Was było. Może jak zacznę, to coś się ruszy.
Napiszę może na początek o filmie Łukasza Karwowskiego „Południe-północ”. Jak pewnie wiecie, reżyser był przez wiele lat za granicą, kręcił tam reklamy, nabrał doświadczenia i pomyślał sobie, że może nadszedł czas, żeby zabrać się za coś bardziej ambitnego. Usiadł, napisał w trzy tygodnie scenariusz, zaprosił do współpracy Grochowską i Szyca, i mamy efekt.
Jestem zdania, że dobrego filmu, nie da się opowiedzieć, więc ten krótko streszczę.
Pewien ksiądz (Szyc) ma guza mózgu, więc postanawia opuścić klasztor i pojechać nad morze. Niedługo umrze. W drodze spotyka dziwkę (Grochowska), ona z kolei ma AIDS. I tak sobie podróżują po Polsce, no bo w końcu to film drogi, ... co chwilę padają jakieś złote myśli, nie wiadomo po co, i na dodatek towarzyszy temu wszystkiemu „muzyka” Ramony Rey [sic!]. No i , nawiązuje się romans między bohaterami... i po pierwszej i jak się okazuje ostatniej wspólnej, upojnej nocy, nasz księżulek umiera. A dziwka go zakopuje, cała we łzach. Ostatnia scena, rozgrywa się na plaży, gdzie kobieta, bawi się z dzieckiem.
Banał, schematyzm, nuda... Brak mi słów, a tak liczyłam na ten film... Możę nawet byłabym w stanie docenić zdjęcia, ale treść filmu, a właściwie jej brak, przysłoniła mi wszystko.
Co innego „Cząstki elementarne” Oskara Roehlera. Przyznaję się, że nie czytam Houellebecqa. Przełknęłam w całoście jedynie „Platformę”. Facet mnie irytuje niemiłosiernie.
I tak też niezbyt optymistycznie byłam nastawiona, idąc na film. Co za zaskoczenie..., dawno żaden film mnie tak nie poruszył.
„Skoki narciarskie parami”, genialny film! Pękałam ze śmiechu przez cały seans. Na pewno nie znajdzie dystrybutora w naszym, pięknym kraju, a szkoda bo miałby szansę stać się hitem.
Wyobraźcie sobie, jest facet, który za swój życiowy cel uznał ustanowienie nowej dyscypliny olimpijskiej. Oczywiście udaje mu się. Dyscyplina się rozwija... i skoczkowie wymyślają, coraz to nowe metody, żeby dostać więcej punktów za styl, np. szpagaty w locie, salta, różnego rodaju akrobacje. Coś przekomicznego, odrealnionego, podobno wszystko już było..., tego nie było na pewno!
Nie będę więcej pisać, bo nie wiem, czy temat się przyjmie, ale jeśli byliście na innych filmach, to opowiedzcie, chcę wiedzieć, co straciłam.