Mokotowski napisał(a):
Kluczem jest zdanie: "Reżyserzy sami piszą scenariusze i dobierają sobie ekipę złożoną również z debiutantów".
Jak w takich warunkach może powstać cokolwiek dobrego? Nie może.
Czy nie uważacie, że reżyserski debiut powinien odbyć się pod okiem i w towarzystwie "starych repów"? Czy reżyser, zamiast pisać samemu, powinien wziąć na warsztat coś, co napisał fachowiec?
Wiem, w tym towarzystwie nie jest to stwierdzenie, które spotka się już nie z uznaniem, ale choćbby ze zrozumieniem. Ale taka jest bolesna prawda.
Tu się zgadzam. Przypadki w historii kiedy coś naprawdę wybitnego wyszło spod jednej ręki są naprawdę nieliczne i dotyczą takich tuzów jak Chaplin czy Allen. Amatorzy i debiutanci są skazani w większości przypadków na twórczość własną i różne tego skutki obserwujemy. Chore jest, że jak w przypadku niesławnego pana Gębskiego i LGFa stary remiecha zamiast radzić jak ktoś ma realizować swoje cele mówi mu, że powinien te cele zmienić na takie to a takie.
Popatrzmy na nasze małe forum. Jedni się ogłaszają "młody reżyser szuka scenariusza" i nikt mu tego scenariusza nie chce dać bo w większości przypadków nawet nie wiadomo kto zacz i co umie. Z drugiej strony mamy "scenariusze do oceny"... trudno tu cos dodać - zjawisko samo w sobie. Głównie dysputy nad szerokością wcięcia. I wreszcie gotowe dzieła autorskie - filmy gdzie reżyser i scenarzysta w jednej osobie będą bronić każdej klatki i każdego przecinka.
Osobiście uważam, że film musi być robiony w grupie inaczej nie wyjdzie. Jeden punkt widzenia to za mało. Musi być ktoś kto zna się lepiej na danej działce i jest w stanie powiedzieć reżyserowi, że to czy tamto jest do d..y. Zwłaszcza, że "my artyści" mamy szeroko rozwiniętą miłość własną
Co do Lema - mówię o czasach współczesnych nam czyli o ostatnich 17 latach vide wywiad z Sapkowskim w ostatniej Polityce (chyba polityce). Nie można sprowadzać literatury gatunkowej tylko do jednego autora. Mówię o debiutach książkowych. Skala i zjawisko nieco inne ale analogia myślę czytelna.